Mój artykuł w Gazecie Wyborczej
Kot ze zdobyczą (Gerry Ellis / Biosphoto)
Udomowiono je około dziewięciu tysięcy lat temu, kiedy ludzkość zaczęła produkować i składować żywność – koty broniły jej przed szkodnikami. W XIX w. zwierzęta te zabierano ze sobą w podróże morskie; tępiły szczury na okrętach. W ten sposób rozprzestrzeniły się na świecie, stając się jednym z najgroźniejszych gatunków inwazyjnych na ziemi. Zagrażają zwłaszcza zwierzętom z bardzo delikatnych ekosystemów wyspiarskich.
Wiele gatunków ptaków ewoluowało na wyspach, gdzie nie miały naturalnych drapieżników – mogły bezpiecznie zakładać gniazda wprost na ziemi, niektóre zatraciły wręcz umiejętność latania. Wpuszczenie kotów do takiego środowiska musiało skończyć się katastrofą. Mruczki są bezpośrednio odpowiedzialne za wyginięcie aż trzydziestu trzech gatunków ptaków! Przytoczę szczególnie smutną historię łazików południowych z nowozelandzkiej wysepki Stephens Island. Legenda głosi, że te małe, przypominające strzyżyka ptaszki doszczętnie wytępiła… jedna należąca do latarnika kotka o imieniu Tibbles. To nie do końca prawda, bo na wyspie znajdowało się również kilka innych kotów, jednak to właśnie one w pełni odpowiadają za wyginięcie całego gatunku łazików.
Miliony kotów, miliardy ofiar
Koty zagrażają nowozelandzkim ptakom kiwi, australijskim pingwinom małym, a także przeróżnym niewielkim ssakom, gadom i płazom – w sumie 175 gatunkom kręgowców na 120 wyspach. A co z kontynentami? Szacuje się, że w Stanach mieszka 10-50 milionów bezpańskich kotów; w Polsce są one najliczniej występującymi drapieżnikami, liczniejszymi od lisów, kun i borsuków – podobnie w Wielkiej Brytanii, gdzie kotów jest trzy razy więcej niż lisów. W Szkocji i na Półwyspie Iberyjskim problemem jest również hybrydyzacja kotów domowych ze żbikami. Zdziczałe koty mają większe terytoria od domowych mruczków, bo muszą samodzielnie szukać pożywienia, schronienia i okazji do rozmnażania się (w odróżnieniu od wysterylizowanych kotów domowych).
No dobrze: ale czy polowanie nie jest naturalne? Na gryzonie, ptaki czy jaszczurki czyhają też inne niebezpieczeństwa. Niby tak, stworzyliśmy jednak sztuczny układ, w którym liczba drapieżników nie jest zależna od dostępności naturalnego pożywienia, ponieważ je dokarmiamy. W naturze, gdyby ofiar było coraz mniej, zmniejszyłaby się również liczba drapieżców – nie miałyby czego jeść. Jednak w sytuacji, w której kot nie znajduje naturalnego pożywienia, może liczyć na pokarm od opiekuna, poza tym miewa zapewnioną opiekę weterynaryjną. Dlatego populacja kotów nie podlega tym samym prawom co populacja naturalnie występujących drapieżników. Ofiary kotów nie mają szans wobec zdrowych i rosnących w siłę mruczących drapieżców. Dodatkowo sama obecność kota ma negatywny wpływ na ptaki; życie w ciągłym stresie odbija się na opiece nad młodymi. Pod okiem drapieżnika ptasi rodzice rzadziej wracają do gniazd z pokarmem, co sprawia, że pisklęta nie przeżywają albo są słabsze. To zjawisko w ekologii nazywa się krajobrazem strachu.
Koty to drapieżniki oportunistyczne – polują, kiedy tylko nadarzy się okazja. Co ciekawe, nie polują wyłącznie z głodu. Eksperymenty z lat 70. przeprowadzone przez Dalhousie University w Kanadzie wykazały, że koty karmione ulubionym pokarmem zostawiały miskę, aby złowić szczura, po czym natychmiast wracały do jedzenia karmy. Te zwierzęta myślą przyszłościowo – nie wiadomo, kiedy trafi się kolejna okazja do złapania pokarmu, w związku z tym polują przy każdej nadarzającej się sposobności. To wiąże się z ich naturalnym sposobem żerowania – koty łowią małe zwierzęta kilka razy dziennie zamiast jednej dużej ofiary raz na jakiś czas (jak robią to na przykład lwy).
Coraz więcej ludzi, coraz więcej kotów
Ponad 50 proc. ludzi na świecie żyje w miastach; w Polsce współczynnik urbanizacji wynosi ponad 60 proc., w Wielkiej Brytanii – prawie 90. W miastach koty są liczniejsze niż we wsiach lub na wyspach – łatwiej o pokarm, więc koty chętniej się wzajemnie tolerują. Przykładowo w brytyjskim Bristolu zagęszczenie kotów wynosi 229 osobników na kilometr kwadratowy, w Reading – 463, a w Sheffield – nawet 1580! Miasta będą się rozrastać, przy okazji zagrażając bioróżnorodności. I tu nasze domowe koty zaczynają być problemem. W Polsce, według badań Euromonitor International, mieszka ich ponad sześć milionów. Szacuje się, że w Wielkiej Brytanii jest 10,3 miliona kotów, a w USA – 96,6 miliona. Moja koleżanka z University of Reading dr Rebecca Thomas oszacowała, że w Wielkiej Brytanii koty żyją w 23-26 proc. domostw; na domostwo przypada średnio półtora kota. Co ciekawe, osoby z wyższym wykształceniem są bardziej skłonne mieć kota niż psa – nie wynika to jednak z ich snobistycznych gustów, ale z faktu, że dojazd do pracy zajmuje im statystycznie więcej czasu, w związku z czym nie mogą sobie pozwolić na częste wyprowadzanie psów.
Jak możemy ocenić spustoszenie czynione przez koty? Używa się do tego różnych szacunków, m.in. ankiet, w których właściciele kotów piszą, ile zwierząt ich pupil przyniósł do domu. Na podstawie tych liczb można ocenić wpływ kotów na środowisko – chociaż oczywiście różni się on w zależności od terenu, dostępności i liczby ofiar (oraz charakteru kota). Jednak średnia liczba zwierząt upolowanych przez koty w ciągu roku to 18,3 w brytyjskim Reading, 21,5 w Bristolu, 30,2 w australijskiej Canberrze, 36,8 w nowozelandzkim Christchurch, a w Auckland nawet 67,4! W Wielkiej Brytanii koty przynoszą w ciągu roku ok. 220 milionów zwierząt, z czego jedna trzecia to ptaki. W Stanach wolno żyjące koty zabijają między 1,4 a 3,7 miliarda ptaków rocznie; liczba zabitych ssaków szacowana jest na 6,9-20,7 miliarda. Dla porównania, w ciągu roku Amerykanie zjadają prawie 10,2 miliarda zwierząt (wg szacunków US Department of Agriculture z 2010 r.), a na całej Ziemi przemysł mięsny zabija ok. 58 miliardów zwierząt.
Liczby kocich ofiar mogą być mocno zaniżone, ponieważ nie każdy kot chwali się w domu swoimi zdobyczami. Poza tym jeśli kot nie przynosi żadnych zwierząt (lub też przynosi ich zbyt dużo), właściciele mniej chętnie informują o tym w ankietach. W jednym z badań Kerry Loyd z uniwersytetu w Georgii zastosowała tzw. Kitty Cams, miniaturowe kamerki umieszczone na kocich obróżkach. Pokazały one dokładne zachowanie kotów poza domem. Wyniki zaskoczyły – okazało się, że koty przynoszą do domu zaledwie 23 proc. upolowanych przez siebie zwierząt; 28 proc. zjadają tuż po polowaniu, a prawie połowę po prostu zostawiają! To uzmysłowiło naukowcom skalę zjawiska.
Przynoszone ofiary są często nadal żywe; w tych przypadkach właściciele kotów na ogół odwożą je do weterynarza. Niestety, dane zebrane w centrach rehabilitacyjnych w Wielkiej Brytanii pokazują, że 78 proc. kocich ofiar nie udało się uratować mimo specjalistycznej opieki.
Dzwoneczki, obróżki i sterylizacja
Naukowcy proponują różne sposoby na zmniejszenie liczby upolowanych zwierząt. Popularne obróżki z dzwoneczkami zmniejszają liczbę kocich zdobyczy o ok. 30 proc. O wiele skuteczniejszą metodą są kolorowe kryzy, przypominające wyglądem gumki aksamitki – naukowcy z australijskiego Murdoch University stwierdzili, że koty w kryzach łowią o ponad połowę mniej ptaków niż koty bez kryz. Jaskrawe kolory ostrzegają ptaki, ale ssaków już nie – w większości nie rozróżniają one dobrze kolorów. Ta sama grupa badawcza przetestowała też CatBibs – duże, plastikowe śliniaki, które uniemożliwiają kotom rzucanie się na ofiarę. Śliniaki przeszkodziły 81 proc. kotów w upolowaniu ptaków, a 45 proc. – ssaków. Jeśli zdecydujecie się na założenie swoim kotom któregoś z tych ubranek, używajcie produktów specjalnie do tego przeznaczonych. W żadnym wypadku nie wkładajcie pupilom na szyję dziecięcych śliniaków ani gumek aksamitek – mogą się zaplątać w gałęzie i udusić zwierzę; produkty dostępne w sklepach są wyposażone w mechanizm uwalniający.
Można koty zamykać w domu – jeśli nie cały czas, to chociaż sezonowo. Drapieżniki te łowią 85 proc. więcej zwierzyny, kiedy jest ciepło, robią to głównie nocą. Na wiosnę i latem pojawia się najwięcej piskląt i młodych ssaków; to one są najbardziej narażone na kocie ataki. W niektórych częściach Australii istnieje nawet zakaz trzymania kotów w pobliżu parków narodowych, jednak bardzo trudno go egzekwować. Najskuteczniejszą metodą jest niewypuszczanie kota z domu w ogóle – chociaż w wielu miejscach i na to jest już, niestety, za późno.
A co z kotami wolno żyjącymi? W Polsce uznawane są za zwierzęta dzikie, które w myśl art. 21. ustawy o ochronie zwierząt stanowią dobro ogólnonarodowe, powinny mieć zapewnione warunki rozwoju i swobodnego bytu. Nikt nie kwestionuje ich niezwykłej skuteczności w walce ze szczurami, jednak w każdym układzie potrzebna jest równowaga, a obecnie koty zdecydowanie ją zakłócają. Jak możemy ograniczyć liczbę innych kocich ofiar, nie szkodząc jednocześnie samym kotom? Przede wszystkim przeprowadzać akcje sterylizacji i kastracji. Miasta zajmują się tym coraz częściej i na coraz większą skalę. Kocia populacja zwiększa się bowiem z niewiarygodną prędkością, mimo że pierwszy rok przeżywa tylko około 1 proc. wolno żyjących kociaków. Dobrym sposobem ochrony miejskiego ptactwa są też nasadzenia żywopłotowe zamiast murów czy parkanów dookoła posesji – krzaki są mniej dostępne dla kotów.
Dbajmy o koty i kochajmy je – rozsądnie. W przeciwnym razie może nam grozić prawdziwy KOTaklizm.