Finalistka kampanii #Polka100

“Mama zawsze tłumaczyła mi, żeby zawsze się za granicą zachowywać tak, jakbym była pierwszą Polką, którą moi koledzy i koleżanki kiedykolwiek poznają, bo Polskę ocenią przez pryzmat mojego zachowania.”

 

Tak wyszło, że przez większą część swojego życia mieszkałam za Polską niż w niej: między innymi we Włoszech, Tajlandii i Chinach. W Polsce skończyłam liceum, po którym postanowiłam znowu wyjechać: najpierw – na studia licencjackie z biologii w Niemczech, a później na magisterskie z zoologii w Oksfordzie – i już zostałam. Mija już prawie dwanaście lat, odkąd tu jestem.

Pamiętam, gdy byłam dzieckiem, mama zawsze mi tłumaczyła żeby zachowywać się za granicą tak, jakbym była pierwszą Polką, którą moi koledzy i koleżanki kiedykolwiek poznają, bo Polskę ocenią przez pryzmat mojego zachowania. Towarzyszące mi od wczesnych lat poczucie, że jestem reprezentantem swojego kraju sprawiło, że od dzieciństwa byłam bardziej świadoma tego, czym jest polskość i jak się objawia – często w zaskakujący sposób.

Dla dziewięcioletnich dziewczynek w Tajlandii Polska była cudownym krajem, w którym wszyscy mieli przepiękne gumy do skakania podczas gdy one musiały je wiązać same, z gumek recepturek. Kiedy wracając z wakacji przywiozłam całą walizkę skakanek dla koleżanek i rozdałam im w prezencie, Polska natychmiast awansowała w ich rankingu ulubionych państw.

Innym razem próbowaliśmy za wszelką cenę urządzić w Tajlandii polską wigilię. Wszędzie było pełno pysznych, świeżych owoców, ale oczywiście nie było żadnych polskich czy europejskich warzyw. W sekcji z egzotycznymi towarami w jakimś supermarkecie mama znalazła buraka w celofanowym opakowaniu, który kosztował nas fortunę – ale zrobiliśmy z niego cienki barszcz, który musi się pojawić na wigilii. Nie było też maku, więc wykorzystaliśmy czarny sezam, który puścił paskudny sok. To była chyba najohydniejsza kulinarnie Wigilia w naszym życiu, ale wszyscy się bardzo staraliśmy, żeby dotrzymać tradycji. (śmiech)

Moja aktywność w polskiej społeczności studenckiej w Oksfordzie też się zaczęła od elementu kulturowego: na spotkanie przyszłam jedynie dlatego, że miałam nieodpartą potrzebę zjedzenia pączka w Tłusty Czwartek. Wciągnęłam się: rok później dołączyłam do komitetu stowarzyszenia polskich studentów (Oxford University Polish Society), a następnie – zostałam jego prezydentką. Po kilku latach pomogałam stworzyć działającą na szczeblu krajowym Federację Polskich Stowarzyszeń Studenckich.

To była ważna odskocznia od życia naukowego, które na Oksfordzie potrafi być bardzo wymagające – zarówno intelektualnie, jak i emocjonalnie. Wszyscy wokół Ciebie wydają się być noblistami i łatwo złapać się na myślenia: co ja tutaj robię? Czy to odpowiednie miejsce dla mnie?

Zaangażowanie w życie stowarzyszenia pomogło mi upewnić się, że jako polscy studenci ani nie jesteśmy głupsi, ani bez sukcesów. Wręcz przeciwnie: mamy się czym pochwalić. Stąd narodził się pomysł konferencji naukowych, takich jak Science: Polish Perspectives, które pozwalają nam regularnie pokazywać najnowsze polskie badania szerszej publiczności.

Wydaje mi się, że, niezależnie od narodowości, kobiety w nauce mają pod górkę. Na każdym szczeblu kariery naukowej procent kobiet zmniejsza się, nawet w dziedzinach sfeminizowanych jak biologia: jest bardzo wysoki odsetek kobiet na studiach licencjackich, a później widzimy, jak zmniejsza się na studiach doktoranckich, stażach podoktorskich, nie mówiąc już o stopniu wykładowcy czy profesora. Kariera naukowa wymaga poświęcenia, dyspozycyjności i mobilności, a na dodatek nie ma taryfy ulgowej dla naukowców z rodzinami – a czy to nam się podoba, czy nie, w dzisiejszych czasach kobiety odczuwają to w bardziej dotkliwy sposób niż mężczyźni.

Dlatego też angażuję się w programy mentoringowe, takie jak Lean in STEM. Wierzę, że jest bardzo ważne, żeby pokazać innym dziewczynom z Polski, że można skończyć dobre studia w Oksfordzie i przebić się w życiu publicznym.

Dla mnie przełomem było wystąpienie na TEDxWarsaw, a także wygrana w polskiej edycji konkursu popularyzowania nauki FameLab, organizowanego przez British Council i późniejsza nagroda laureatów na międzynarodowych finałach tego konkursu. To zmieniło tor mojej kariery. Zaczęłam brać udział w przedsięwzięciach popularyzujących naukę, takich jak naukowo-teatralne Science Slam, naukowy stand-up comedy, wykłady dla przechodniów w ramach Soapbox Science i Dowiedz się na Placu Defilad. Jednocześnie prowadzę zajęcia z uczniami, nauczycielami i na uniwersytecie trzeciego wieku, robię także filmy na YouTube i współpracuję z Discovery Channel. Brytyjscy licealiści wybrali mnie na najpopularniejszego naukowca w konkursie „I’m a Scientist, get me out of here”, a w ramach Stowarzyszenia Rzecznicy Nauki współpracuję z Magazynem Focus, Tygodnikiem Powszechnym i działem naukowym Gazety Wyborczej.
Obecnie wykładam zoologię na Wydziale Nauk Biologicznych University of Reading, a także pracuję na Wydziale Pediatrii Uniwersytetu Oksfordzkiego, gdzie zajmuję się komunikacją najnowszych badań.
Moja praca jest bezpośrednim wykorzystaniem doświadczenia i umiejętności mówienia o nauce „ludzkim” językiem – czy to po polsku, czy po angielsku.

 

Zdjęcie: Jadwiga Brontē

Tekst: Jakub Krupa