Mój tekst z bloga INNPoland.pl.
Scena, mikrofon, pełna sala, osiem minut. Czas: start.
Kilka tygodni temu, w pewien marcowy wieczór, z naukowca zmieniłam się w komika. Stało się to podczas oksfordzkiego Bright Club, wieczoru naukowo-komediowego, na którym badacze dzielą się wiedzą – ale w konwencji stand-up comedy.
Stand-up comedy (Wikipedia i znajomi twierdzą, że polski odpowiednik tego wyrażenia to po prostu „stand-up”) jest formą komedii bardzo popularną w krajach anglosaskich; w Polsce też zyskuje na popularności. Wykonawca ma do dyspozycji mikrofon, scenę, publiczność i określony czas, w którym wygłasza monolog naszpikowany dowcipami – z tym, że w Bright Club ma być nie tylko śmiesznie, ale i naukowo.
Pomyślałam, że taki występ niewiele różni się od tego, co robię na co dzień – prowadzę wykłady dla studentów. Jasne, tu jestem bardziej ograniczona czasowo, no i częstotliwość dowcipów musi być większa, ale z drugiej strony nie muszę trzymać się programu zajęć. Wszystkie ruchy dozwolone, byle w najprostszy i chwytliwy sposób przemycić jak najwięcej naukowych ciekawostek. Jako zoolog mam niezły wybór – na początek mogę postawić na klasykę, czyli seks i kupy, rzecz jasna, zwierzęce. Opowiadam, jak po odchodach można rozpozna wydrę (kupa pachnie jak herbata jaśminowa) czy wombata (zielone, kwadratowe bobki).
Widownia na tego typu wydarzeniach jest pełnoletnia, można sobie pozwolić na komentarze w stylu: „większość australijskich ssaków (oprócz mojego męża) ma dwugłowe penisy”. Nie muszę się szczególnie przejmować doborem słów – nawet przekleństwa na scenie są mile widziane, organizatorzy mówią nam wprost: „swearing is not wrong, it’s fucking funny!”.
Oprócz mnie występuje doktorantka fizyki, profesor biologii ewolucyjnej, świeżo upieczony doktor filozofii i dwójka profesjonalnych komików. Widownia przyjmuje nas entuzjastycznie – nikt nie buczy, nie rzuca pomidorami, ludzie się śmieją (i to w odpowiednich momentach!). Dobra nasza, pierwszy komediowy występ uznaję za sukces. Tydzień później produkuję się w Londynie, w Muzeum Zoologii; mówię o zwierzętach z filmów Walta Disneya z perspektywy biologa. Kolejnego dnia, tym razem w ramach projektu Science Slam, przebrana za Ritę Hayworth przedstawiam swoje badania na norkach w konwencji filmu noir.
Do udziału w Bright Club namówił mnie jego założyciel, Steve Cross. Sam też jest naukowcem z wykształcenia, ma doktorat z genetyki. Obrał jednak inny kierunek – jest specjalistą od komunikacji naukowej na University College London, a po godzinach prowadzi wieczory komediowe. Uważa, że nauka powinna być ciekawa i dostępna dla wszystkich. Zgadzam się z nim. Popularyzacja nauki rośnie w siłę w Wielkiej Brytanii – stąd wywodzą się Bright Club, FameLab, I’m a Scientist get me out of here!, Science Showoff,Soapbox Science oraz różnorodne festiwale naukowe.
Środowisko polskich naukowców na Wyspach Brytyjskich od trzech lat organizuje konferencję naukową Science. Polish Perspectives – to okazja do przedstawienia swoich badań w sposób zrozumiały dla ludzi z różnych dziedzin. W tym roku pomysł podchwyciło MNiSW – rusza pierwsza edycja działającej na podobnej zasadzie konferencji Polish Scientific Networks, tym razem w Warszawie.
Każdemu naukowcowi dobrze zrobi wyjście ze swojej strefy komfortu. Z laboratorium – pod strzechy. W Polsce na razie można wziąć udział w konkursie FameLab, ale może i naukowy stand-up wciągnie nasze środowiska akademickie?
Poniżej film z wydarzenia: