Polscy naukowcy w Wielkiej Brytanii: „Keep calm and curie on”

Kiedy w 2006 roku, dwa lata po wstąpieniu Polski do Unii Europejskiej i otwarciu dla Polaków brytyjskiego rynku pracy, pierwszy raz przyjechałam do Wielkiej Brytanii, krążył tu następujący dowcip.
Dyrektor brytyjskiego hotelu szuka sprzątacza, na ogłoszenie odpowiada jakiś mężczyzna. – Skąd jesteś? – pyta go dyrektor. – Z Polski – pada odpowiedź. – Ach, z Polski! – odpowiada dyrektor. – Z czego robiłeś doktorat?
Ten gorzki żart dobrze oddaje charakter wielkiej gospodarczej migracji po roku 2004. Różnica w zarobkach między Polską a Wielką Brytanią była kolosalna. Opowiadano historie o polskich lekarzach, którzy w tygodniu pracowali na Wyspach jako sprzątacze, a na weekendy wracali na dyżur do Polski. Jedna z gazet opublikowała zdjęcie grupy polskich bezdomnych, śpiących w śpiworach na Victoria Station, podpisane: „Od lewej: inżynier, lekarz, architekt, prawnik”. Bez względu na posiadane doświadczenie i wykształcenie Polacy w Wielkiej Brytanii zgłaszali się do najpodlejszych prac, żeby tylko związać koniec z końcem.
W ciągu kilku lat ta sytuacja uległa zmianie. Po pierwsze, polscy imigranci – coraz lepiej władający angielskim i orientujący się
na brytyjskim rynku pracy, tworzący sieci wsparcia – zaczęli wspinać się po ekonomicznej drabinie. Po drugie, wielu Polaków (w tym naukowców) przeniosło się do Wielkiej Brytanii, żeby pracować w swoich dziedzinach. Po trzecie, członkostwo w Unii Europejskiej sprawiło, że opłaty za studia dla Polaków zrównały się z opłatami dla Brytyjczyków, więc znacząco wzrosła liczba polskich studentów na brytyjskich uczelniach. W niniejszym eseju chciałabym przyjrzeć się zagadnieniu międzynarodowej migracji w świecie nauki, szczególnie w obrębie nauk ścisłych, w Polsce i Wielkiej Brytanii.
Mój przyjazd do Wielkiej Brytanii to trzeci przypadek z opisanych wyżej – dopiero co zrobiłam licencjat, miałam zacząć studia magisterskie na wydziale zoologicznym Uniwersytetu Oksfordzkiego. Na tej uczelni studiowało wówczas zaledwie 81 polskich studentów. Kilka lat wcześniej, przed wstąpieniem Polski do Unii Europejskiej, liczba Polaków na Oksfordzie była raczej stała i wynosiła około 20 osób rocznie. Od tamtego czasu następuje stały wzrost: w 2009 roku na Oksfordzie studiowało 150 polskich studentów; w roku 2014 – 200; w 2017 – 250 (dane według statystyk Uniwersytetu Oksfordzkiego). Dzieje się tak nie tylko z powodu dużej liczby zgłaszających się, ale także w związku z licznymi programami mentorskimi (np. Project Access, The Kings Foundation), które ułatwiają studentom i absolwentom składanie wniosków.
Tak ciągłego wzrostu nie widać w przypadku ogólnej liczby polskich studentów w Wielkiej Brytanii. To prawda, że po wstąpieniu Polski do Unii Europejskiej liczba ta wzrosła ponaddwukrotnie (z 965 Polaków studiujących w Wielkiej Brytanii w roku 2003 do 2185 w roku 2004) i rosła nadal, aż do 9145 w roku 2008. Wtedy jednak, zapewne z powodu światowego kryzysu finansowego, liczba Polaków w brytyjskich instytucjach edukacyjnych gwałtownie spadła – stabilizując się na poziomie 5202 w latach 2012-2014. Od tamtego czasu zaczęła znowu powoli wzrastać i sięgnęła 6585 w roku 2016 – co można interpretować
jako próbę „załapania się” na studia, zanim dojdzie do brexitu.
W ciągu zaledwie kilku lat doświadczyliśmy przejścia od migracji czysto ekonomicznej do „drenażu mózgów”, ucieczki kapitału ludzkiego.  Polacy przybywają do Wielkiej Brytanii nie tylko z powodu wysokich zarobków, ale też wielu możliwości, jakie daje
ten kraj. Jeśli chodzi o karierę naukową, rzeczywiście ma on wiele do zaoferowania – z 200 najlepszych uniwersytetów świata według QS World University Rankings 2018 aż 28 znajduje się w Wielkiej Brytanii.
Polskich i brytyjskich instytucji akademickich nie tylko jest dziś więcej niż kiedyś, ale są też lepiej zarządzane i ściślej współpracują. Polscy studenci założyli Kongres Polskich Stowarzyszeń Studenckich w Wielkiej Brytanii reprezentujący ich wspólne interesy. W 2008 roku organizowano tylko jedną coroczną konferencję studencką – Kongres Polskich Organizacji. Dziś jest ich co najmniej pięć, dotyczą różnych zagadnień: nauki (Science: Polish Perspectives), biznesu i ekonomii (LSE
Polish Economic Forum), innowacji i nowych technologii (Poland 2.0).
Wybór tematów nie jest przypadkowy – wydaje się (choć nie jest to żaden poparty danymi dowód, jedynie moja obserwacja), że po 2010 roku studenci częściej wybierają nauki ścisłe, techniczne i biznesowe niż humanistyczne. To logiczne – jeśli musisz zaciągnąć wysoki kredyt studencki, to czy będziesz go w stanie spłacić jako magister teologii? (Ta uwaga nie jest wymierzona w teologów – autorka tego tekstu jest przecież zoologiem, a zoologia też nie jest dziedziną, w której można zarobić wielkie pieniądze!).
Trzykrotny wzrost opłat za studia nie sprawił, o dziwo, że brytyjscy studenci zaczęli szukać doświadczeń akademickich za granicą, w krajach, w których edukacja wyższa jest darmowa albo bardzo tania (a koszty życia są znacznie niższe niż w Wielkiej Brytanii). Nie mówię o „dzikim Wschodzie” – pokrytej wiecznym lodem krainie pijących wódkę niedźwiedzi polarnych, jak wciąż postrzega Polskę wielu Brytyjczyków – ale o innych krajach, takich jak Niemcy, Szwecja czy Dania, gdzie nie tylko cudzoziemcy nie płacą czesnego, ale też nie brakuje kursów prowadzonych wyłącznie po angielsku.
Do niedawna Wielka Brytania znajdowała się w szczęśliwym położeniu – przyciągała najlepszych z całego świata, zarówno studentów, jak i badaczy. Przynosiło to korzyści nie tylko jednostkom (każdej narodowości), ale całej brytyjskiej nauce. Brytyjscy badacze (mam na myśli wszystkich, którzy prowadzą działalność naukową w Wielkiej Brytanii, nie tylko posiadaczy paszportów Zjednoczonego Królestwa) są znakomici w pozyskiwaniu europejskich grantów: za każdego funta wpłaconego przez Wielką Brytanię na naukę do wspólnej kasy UE brytyjscy naukowcy dostają prawie dwa funty w grantach. Obecne plany, by zagranicznym absolwentom brytyjskich uczelni trudniej było zostać w Wielkiej Brytanii, to strzał w stopę – to przecież właśnie wysoko wykwalifikowani, zintegrowani imigranci przyczyniają się do wzrostu gospodarczego kraju.
Badania naukowe, szczególnie w naukach ścisłych, są z samej swojej natury przedsięwzięciem zbiorowym. Międzynarodowe zespoły mają szersze perspektywy, bogatsze doświadczenie, więcej pomysłów. Artykuły będące owocem współpracy międzynarodowej docierają do liczniejszej publiczności, są powszechniej czytane i mają większy wpływ na społeczność naukową. Niestety, brexit utrudni współpracę międzynarodową. Nowe ograniczenia w swobodnym przepływie ludzi
i brak pewności w kwestii finansowania mogą sprawić, że pracownicy naukowi zaczną wyjeżdżać i teraz Wielka Brytania doświadczy „drenażu mózgów” – zwłaszcza w sytuacji, gdy Niemcy i Francja wyrastają na potęgi w naukach ścisłych
i technicznych. Brytyjczycy z pewnością będą musieli się postarać bardziej, jeśli będą chcieli nadal współpracować z innymi badaczami – z Europy i całego świata.
Polscy badacze pracujący za granicą mogą służyć jako dobry przykład w tej kwestii. Jedną z cennych inicjatyw, które pojawiły się ostatnio w Wielkiej Brytanii, jest SPP – Science: Polish Perspective. Projekt ruszył w roku 2012 i był efektem współpracy między Stowarzyszeniem Polskich Studentów na Uniwersytecie Oksfordzkim i jego odpowiednikiem w Cambridge. Jego celem miało być stworzenie platformy współpracy dla naukowców polskiego pochodzenia pracujących poza krajem. SPP organizuje coroczną konferencję, na zmianę w Oksfordzie i w Cambridge, gdzie prezentowane są wyniki badań z wielu dziedzin nauki, tak różnorodnych jak astronomia, biochemia, ekologia czy informatyka kwantowa. Prezentacje odbywają się w formacie TED-talk i nie tylko muszą spełniać najwyższe standardy naukowe, ale też być zrozumiałe dla słuchaczy, którzy nie są specjalistami. Pierwotnie konferencja miała trzy cele: jednoczyć polską diasporę naukową, prezentować najnowsze osiągnięcia i poprawiać wizerunek Polaków w Wielkiej Brytanii. Szybko się jednak okazało, że może stać się również platformą międzynarodowej, interdyscyplinarnej współpracy. Jest także wspaniałą okazją dla polskich instytucji do zaprezentowania polskim badaczom możliwości, jakie czekają na nich w ojczyźnie. Sześć lat później Science: Polish Perspectives i jej siostrzana organizacja Fundacja Polonium organizują regionalne spotkania w Niemczech, Włoszech, Belgii, Szwecji. Prowadzą projekty badawcze na temat potrzeb i aspiracji polskich badaczy pracujących poza ojczyzną. Tworzą most między Polską a polską diasporą naukową.
Badacze z Polski, rozproszeni po całej Europie i świecie, są niezwykle cenni. Z jednej strony działają jako ambasadorowie polskiej kultury i nauki, z drugiej – jako zewnętrzni eksperci. W ciągu ledwie kilku lat Polska zdołała zapewnić dobre warunki tym, którzy zdecydują się wrócić do kraju: wysokie granty na badania są coraz powszechniej dostępne zarówno dla powracających do ojczyzny Polaków, jak i dla cudzoziemców zainteresowanych pracą w Polsce.
Choć warunki finansowe stają się coraz lepsze, Polsce wciąż wiele brakuje, jeśli chodzi o społeczne aspekty imigracji. Życie cudzoziemca w Polsce nadal nie jest łatwe (i to zarówno z punktu widzenia logistycznego, kulturalnego, jak i językowego). Wprowadzenie tego typu zmian jest czasochłonne, ale w tej kwestii to Polska może nauczyć się czegoś od Wielkiej Brytanii. Na przykład tego, że jeśli warunki pracy w nauce staną się przyjaźniejsze dla kobiet, to zyskają na tym wszyscy pracownicy, a kraj stanie się atrakcyjniejszy – zarówno dla obcokrajowców, jak i dla Polaków. Sądzę, że Polsce przydałoby się więcej przejrzystości w codziennym życiu – począwszy od podawania wynagrodzenia w ogłoszeniach o pracę, przez uproszczenie procesów administracyjnych, po lepsze oznakowanie labiryntu warszawskich przejść podziemnych. Choć Polska bardzo dba o młodych rodziców (nawet lepiej niż Wielka Brytania), a przykładem mogą być choćby urlopy rodzicielskie, polskie żłobki i przedszkola nie są jeszcze gotowe na akceptację różnorodności – ani z punktu widzenia organizacyjnego, ani kulturowego. Wreszcie Polska bez wątpienia mogłaby się nauczyć od Wielkiej Brytanii skutecznego budowania wizerunku w sieci – czy to w kwestii narodowej marki (jak np. kampania „Britain Is Great”), promocji w mediach społecznościowych, czy informowania o możliwościach, jakie
oferuje. Dziś Polska zbyt polega na kontaktach osobistych, jeśli chodzi
o poszukiwanie pracy – outsiderom bez mocnych pleców jest o wiele
trudniej, bez względu na to, jak bardzo są zdeterminowani.
Podsumowując – Wielka Brytania może dowiedzieć się od Polski, jak stworzyć silną diasporę naukową, utrzymać ją i wykorzystać; z kolei Polska mogłaby się nauczyć od Wielkiej Brytanii, jak powinno wyglądać społeczeństwo atrakcyjne dla cudzoziemców