Ci cholerni krwiodawcy

Mój tekst z bloga INNPoland.pl

Za miesiąc wybory, zarówno w Polsce jak i w Wielkiej Brytanii. Jako Polka mieszkająca od ponad ośmiu lat na Wyspach Brytyjskich znajduję się w dziwnej sytuacji – nie mogę głosować w tutejszych wyborach parlamentarnych (w lokalnych i europejskich owszem, ale to temat na inny wpis), a jednocześnie jestem obiektem jednego z głównych nurtów kampanii wyborczych – imigracji. O imigrantach dyskutują przedstawiciele wszystkich brytyjskich partii politycznych; niestety retoryka w mediach jest oszałamiająco negatywna. Nie docenia się naszego wkładu w brytyjską gospodarkę, straszy się nami brytyjskich obywateli i obwinia się nas o wszystko, od bezrobocia po korki na ulicach. Bardzo mnie to boli i dziwi, ponieważ przez cały swój pobyt w tym kraju ani razu nie spotkałam się z dyskryminacją czy choćby nieżyczliwością ze strony Brytyjczyków. Imigranci z UE to jednak politycznie bezpieczny straszak – można się na nich wyżywać do woli, bo w większości nie mają podwójnego obywatelstwa, nie stanowią zatem liczącej się siły w wyborach parlamentarnych. Postanowiliśmy powiedzieć temu „dość” i pokazać się w mediach od innej strony.

13 kwietnia ruszyła ogólnobrytyjska akcja Bloody Foreigners. Nazwę można przetłumaczyć na dwa sposoby – jako „cholerni obcokrajowcy” (tak się o nas mówi w mediach), lub, dosłownie, „krwawi obcokrajowcy”. Słowo „bloody” wywołało swojego czasu spore kontrowersje, uznawane bowiem było za poważne przekleństwo. W 1914 r. Anglia wstrzymała oddech przed premierą „Pigmaliona”, gdzie miało paść wyrażenie „not bloody likely” z ust Elizy Doolittle – gazety spekulowały, czy grająca ją Mrs Campbell odważy się wymówić tak brzydki wyraz publicznie, na scenie. Odważyła się – ryzykując karierę! – a słowo „bloody” przez dłuższy czas określano eufemistycznie „pygmalion”. Od tego czasu wyraz stracił na wulgarności (w Australii i Stanach jest wręcz na porządku dziennym), aczkolwiek w Wielkiej Brytanii nadal towarzyszy mu dreszczyk sensacji. Nasza akcja odnosi się jednak do bardziej dosłownego znaczenia – zachęcamy imigrantów do oddawania krwi. Chcemy pokazać, bardzo dosłownie, pozytywny wkład imigrantów w społeczeństwo brytyjskie. W końcu krew nie ma narodowości, religii ani koloru skóry. Inicjatorką jest moja wieloletnia koleżanka Joanna Zawadzka z Edynburga, pracująca dla Fife Migrants Forum; dołączyli do niej wolontariusze z całego kraju. Do akcji przyłączają się nie tylko Polacy, mamy odzew z innych grup narodowościowych, a także od Brytyjczyków. Szczególnie ważny był głos młodej Brytyjki pierwszego dnia kampanii – napisała do nas z podziękowaniami, ponieważ sama potrzebowała transfuzji po urodzeniu syna. Podpisała się „bloody local” – „cholerna miejscowa”.